środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 5


       Minął cały tydzień. Dziś rozpoczęcie roku szkolnego. Denerwuje się, że chłopcy znów coś „odpalą”. Albo mi przydarzy się coś niewytłumaczalnie dziwnego.
A co do chłopaków, idzie się przyzwyczaić. Lubię ich, nawet bardzo. Odpowiedzialnego Sive, zabawnego Jay’a, zwariowanego Max’a, wrednego, ale zawsze wesołego Toma i nieprzewidywalnego Nathan’a. Przyzwyczaiłam się do nich i oni do mnie chyba też.
Po mimo tego dobrego w tym domu dzieją się dziwne rzeczy. Podejrzewam, że to po prostu psikusy chłopaków, ale ile można? Codziennie coś mi ginie. Zrobiłam się strasznie niezdarna. Musze się przewrócić przynajmniej raz dziennie i prawie zawsze ląduje w ramionach któregoś z chłopaków.
         Usłyszałam natarczywe pukanie do drzwi. To pewnie znowu któryś z chłopaków.
- Dziewczyno, ile można siedzieć w łazience?! – tak to Tom znowu się dobija.
- To dla mnie ważny dzień i będę siedzieć tyle ile będzie mi potrzebne – odkrzyknęłam.
         Na pożegnanie usłyszałam jeszcze głośne westchnięcie i jakieś wymamrotane przekleństwo.
No cóż… bywa. To w końcu rozpoczęcie roku szkolnego, muszę dobrze wyglądać, tak na wszelki wypadek. Nowa szkoła, nowi nauczyciele, nowi ludzie, muszę być na to gotowa. A, jak to się mówi (?), jak cie widzą, tak cie piszą.
- Jeżeli zaraz nie wyjdziesz, to pójdę sfajdać się na twoje łóżko! – usłyszałam już panikujący głos Toma.
- Zaraz, zaraz.
         Dokończyłam tuszowanie rzęs, poprawiłam spódnice i wyszłam z toalety.
- Nareszcie! – zawołał brunet stojący pod drzwiami pomieszczenia – Ale wsunie, efekt niezły – puścił mi oczko i wszedł do łazienki.
         Wszyscy chłopcy czekali w salonie. Mam czas, to jeszcze pójdę do pokoju sprawdzić czy na pewno mam wszystko.
Do małej czarnej torebeczki wpakowałam telefon, chusteczki i notes z długopisem. Tak, chyba nic więcej nie potrzebuję.
- Chłopaki nie wygłupiajcie się! – usłyszałam z dołu. Boże, co oni znowu zrobili, pomyślałam.
         Zeszłam na duł i przy drzwiach wejściowych stał Nathan i walił w drzwi mrucząc przekleństwa na chłopaków. O nie… pomyślałam. Tylko nie to!
- Czy oni…?
- Tak zamknęli nas. Samych.
- Powiedz, że żartujesz.
- Żartuje.- powiedział sarkastycznie, a ja zaczęłam panikować.
         Cholera! Zabije tych przygłupów. Jak mogli zrobić mi coś takiego?! Musze się stąd wydostać. Po prostu musze być na rozpoczęciu roku, muszę! Ale jak? Cholera!
Nie wiem ile z tego powiedziałam na głos, a ile w myślach, ale Nath stał przy drzwiach i dziwnie się na mnie patrzał.
- Nie możesz po prostu zostać tutaj? Dziś nie sprawdzają obecności – zaśmiał się ukazując swoje białe zęby.
- Żartujesz?! – krzyknęłam zbulwersowana – Muszę być na rozpoczęciu! A ty mi w tym pomożesz. – chłopak uniósł pytająco brew – Zrobisz to prawda? – dodałam już mniej  nie pewnie.
- Hym… a co będę z tego miał?
- A co chcesz? – spytałam splatając ręce na piersiach.
- No nie wiem… - zbliżył się do mnie – Może… - teraz stał może dziesięć centymetrów od de mnie – Wymasujesz mi plecy dziś wieczorem – powiedział to i minął mnie podchodząc do okna.
         Wypuściłam powietrze, które nieświadomie wstrzymałam. Kiedy był tak blisko czułam coś w stylu podniecenia. Niepewności i pożądania. Boże! Co ja wygaduje?
Odwróciłam się w stronę chłopaka stojącego… za oknem?!
- Co ty robisz?! – krzyknęłam podbiegając do otwartego okna.
- Idę na rozpoczęcie roku szkolnego – odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
- A ja?! – zawołałam za nim.
- Jak na razie stoisz w oknie i się wydzierasz – powiedział odwracając się do mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Zaczekaj! Musisz wziąć mnie z sobą! – zawołałam, ale on nie ruszył się z miejsca – Proszę? – dodałam i w tedy skierował się w moją stronę.
- Usiądź na parapecie, przenieś nogi na zewnącz i zeskocz. – powiedział, a ja usiadłam na parapet – Widzisz mało skomplikowane – uśmiechnął się drwiąco.
- Taa – mruknęłam, ale to było skomplikowane.
         No, nie spadnięcie na parapecie, ale przeniesienie nóg na drugą stronę. Trzeba było zrobić to tak aby nie pokazać niczego z spod spódnicy, nie uszkodzić moich kochanych szpilek i, żeby w ogóle zmieścić się w tym niezbyt dużym oknie.
- Zdejmij szpilki, głuptasie – usłyszałam roześmiany głos Nathana.
         Zrobiłam jak kazał i rzeczywiście poszło nieco lepiej, ale i tak ciężko było.
- No to teraz zeskocz.
- A jak podrę spódnice – spytałam patrzeć na moją czarną dość obcisłą spódnice po kolana.
- Tam nie ma nic ostrego – powiedział, a po chwile dodał – A najwyżej pójdziesz bez niej.
- Ha ha, bardzo zabawne – powiedziałam sarkastycznie, ale skoczyłam. Udało się!
         Ubrałam moje szpilki i poszłam za Nathanem, który gdy tylko wykonałam skok odwrócił się i poszedł. Wyglądało to tak, jakby był zawiedziony, że nie podarłam tej spódnicy.
Szliśmy chwile, jak zwykle w ciszy, aż doszliśmy na główny plac przed budynkiem szkoły. Zaczęliśmy mieszać się z tłumem i zgubiłam chłopaka z oczu.
Skupiłam się na przemowie pana McFlay’a. po nim przemawiał jakiś nauczyciel, potem prezydent miasta, i co chwile ktoś wygłaszał swoją długą, nudną przemowę.
Nagle na swojej tali poczułam czyjeś duże dłonie, a na karku ciepły oddech.
- Uciekłaś mi – usłyszałam szept Nathana tuż przy moim uchu. Dzięki Bogu, pomyślałam – Nie ładnie.
- To ty zniknąłeś mi z oczu – zaprotestowałam.
- Nie kłuć się ze mną – zamruczał – I tak w końcu stanie na moim.
- Dziwny jesteś – powiedziałam, aby mu jakiś sposób odpyskować.
- Wiem. I pociąga cię to.
- Pff – fuknęłam.
- Chodźmy do domku – zamruczał do mojego ucha.
- Co?! – prawie krzyknęłam.
- Przecież ci też się tutaj nudzi – szepnął kładąc swoją brodę na moim ramieniu.
- To nie ma nic do rzeczy.
 Chociaż prawda była taka, że cholernie mi się tu nudziło. Bardzo chętnie poszła bym do domku, ale nie z nim. A przynajmniej nie teraz, bo zachowywał się tak, jakbym mu się podobała, a to znaczy, że musi być na haju.
- Wolisz nudę od ekscytujących przeżyć ze mną? – spytał przesuwając swoje ręce z tali na biodra przysuwając mnie przy tym bliżej siebie.
         Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Uciekać czy pozwolić mu się dalej przytulać? Po mimo, że nie zachowywał się normalnie podobał mi się ton jakim do mnie mówił. Jego dotyk też był taki przyjemny. I o co chodzi z tymi „ekscytującymi przeżyciami”?
- Nie za miło wam – Usłyszałam z tyłu siebie głos Jaya. 
         Odwróciła się w tamtą stronę. Nathan tez to zrobił odrywając się trochę od de mnie, ale nie puszczając moich bioder.
Z tyłu nas stali chłopacy z podejrzliwymi uśmieszkami na twarzy
- Teraz już nie – odpowiedział brunet, ponieważ ja nie mogłam nic z siebie wyksztusić.
- Och, przepraszamy, że zakłóciliśmy zaloty, które chyba nie skutkowały – powiedział drwiąco Tom.
- A tak ogólnie, jak wydostaliście się z domu? – spytał Max.
- Zapomnieliście o oknach – odpowiedział im Nath.
- Osz ty faktycznie – wyszeptał Jay, ale widać było, że miało być to słychać – Następnym razem je zablokuje.
- Wiesz Jay – powiedziałam podchodząc do niego – Moje szpilki są bardo ostre – wyszeptałam mu prosto w ucho.
-  Okej, powiem komuś innemu – powiedział  i wytknął mi język.
         Rozmawialiśmy tak przez jakiś czas nie zwracając uwagi na przemowy. W końcu tłum zaczął się rozchodzić, więc my też skierowaliśmy się do domku.
Chłopcy walczyli ze sobą o władzę nad telewizorem wyrywając sobie pilot, a ja poszłam do pokoju. Za dużo się dziś wydarzyło. Choć nie powiem, że w wielu Momotach było bardzo miło.

Myśląc o tych magicznych chwilach zasnęłam.

_______________________

   Witajcie :) 
Przepraszam za moją nieobecność, ale udało mi się nadrobić zaległości :)
Jesteście już przygotowani na powrót do szkoły?
Proszę o komentarze, bo coś nie ma widać zainteresowanych opowiadaniem... Dla mnie to naprawdę ważne.

Na koniec macie jeszcze BabyNathana xD

I jak tu mu się oprzeć?  O.o
Rozdział 4

        
      Wszystko było tu szare poza jednym obiektem. Mieniącym się wszystkimi kolorami skate parku. Za małą drewnianą budką, która chyba była wypożyczalnią sprzętu, widać było rampy, rury, schody i wiele więcej niebezpiecznych torów i urządzeń.
Moja szczęka opadła na duł,. A oczy mocno się rozszerzyły. Poczułam czyjeś palce zamykające mi usta. Spojrzałam na chłopaków mając nadzieje, ze to żart. Niestety nic na to nie wskazywało. Wszyscy byli roześmiani i już szli w kierunku drewnianej budki.
Kiedy do nich doszłam Siva już ubierał wrotki. Max i Jay stali z deskorolkami, Tom jeździł na około budki na wrotkach, a Nathan szedł w moim kierunku z dwiema parami rolek.
- Żartujecie, prawda? – spytałam z nadzieją. Niestety wszyscy jak jeden mąż pokręcili głowami. Westchnęłam głośno. Chwyciłam rolki od Nath’a, siadłam na chodniku i zaczęłam je ubierać.
         Kiedy skończyłam Max’a i Jay’a już dawno nie było. Tom i Siva też już wirowali w środku ogrodzenia na swoich wrotkach. Tylko Nathan jeździł na około mnie pospieszając.
- No na reszcie. – powiedział lekko sfrustrowany – To teraz wstań – zatrzymał się i patrzył na mnie z chytrym uśmieszkiem.
         Powoli, starając się utrzymać równowagę wstałam. No pierwsze koty za płoty. Podniosłam pierwsza nogę i ostrożnie postawiłam z powrotem, następnie kolejna noga i tak doczłapałam do chłopaka. Uśmiechnęłam się dumna, że udało mi się pokonać odległość między nami. Jednak kiedy spojrzałam na bruneta mój entuzjazm zgasł, ponieważ oddalał się od de mnie TYŁEM! A przy tym chichotał.
- Wiesz, że to dziwne człapanie nie jest jeżdżeniem?
- Wiem, ale od czegoś muszę zacząć – fuknęłam nie patrząc na niego.
- Spróbuj przesuwać nogi, o tak – powiedział i zaczął jechać w moją stronę przesuwając nogi po betonie lekko je rozchylając. Kiedy robił to powoli zabawnie kołysał się na boki. Uśmiechnęłam się na ten widok.
          Zanim się zorientowałam złapał mnie za rękę i ciągnął przez co nareszcie jechałam. Ostrożnie zaczęłam przesuwać nogi podobnie do niego.
Wjechaliśmy do skate parku. Wszystko wyglądało tu zabawnie, ale jednocześnie przerażająco.
Jechaliśmy tak chwile, aż Nathan puścił moją dłoń. Spanikowałam. Zaczęłam się rozglądać i machać rękoma, żeby utrzymać równowagę którą właściwe miałam. Rolki stały się strasznie ciężkie. Przez moje rozpaczliwe machanie kończynami w końcu straciłam równowagę i boleśnie spadłam na pupę.
Usłyszałam chrapliwy śmiech. A po chwili zobaczyłam także niebieskie roześmiane tęczówki. Jakie to słodkie, pomyślałam, kiedy Nath jest szczęśliwy jego oczy są pięknie błękitne bez żadnych zielonych nitek. Wpatrywałam się tak w nie, aż nie przerwał mi ich właściciel.
- Widzę, że jedna lekcja jednak nie wystarczy – powiedział wciąż się śmiejąc – Wstawaj, spróbujemy jeszcze raz.
         Wstałam. Tym razem poszło mi to ciut sprawniej niż za pierwszym razem. Chłopak znów złapał mnie za rękę. I znów jechaliśmy, ale tym razem mnie nie puszczał trzymał i co chwile się uśmiechał. Jego uśmiech też jest piękny. Pełny nadziei a zarazem odwagi. Mogłabym patrzeć na niego cały dzień, a na oczy całą noc a potem znowu uśmiech, kiedy znów przyjdzie noc…
- Hej! Słyszysz mnie? – wołał Nath, patrząc na mnie uważnie. Staliśmy, a on trzymał mnie za ramiona.
- Tak, oczywiście – powiedziałam trochę zbita z tropu.
- Nie wydaje mi się – rzekł unosząc swoją brew – A zresztą… pytałem czy jesteś gotowa?
- Gotowa! Na co? – brunet roześmiał się na moją reakcje.
- Dasz rade jeździć już sama?
- Oh… Tak, myślę, że tak. – powiedziałam, a on puścił moją dłoń.
          Patrzyłam jak się oddala. Poszłam w jego ślady i… jechałam! Udało mi się! Naprawdę jechałam!
Ominęłam jakieś pachołki stojące na drodze. To wprawiło mnie w taką euforie, że zaczęłam piszczeć ze szczęścia. I kręcić się w kółko. A potem nie zdając sobie z tego sprawy, podskakiwać. Co oczywiście skończyło się upadkiem. Poleciałam na kolana, potem łokcie i na nieszczęście swoje obróciłam się po zetknięciu z ziemią, tak, że nawet pupa ucierpiała.
Pisnęłam z bólu. W moich czarnych leginsach pojawiła się dziura odkrywająca całe kolano. Łokcie miałam zadrapane, a z jednego kapała krew. Do moich oczu zaczęły napływać łzy.
- A ty znowu leżysz? – usłyszałam nad głową. Oczywiście. Super Nathan przyszedł się poznęcać.
- Siedzę i  odpoczywam – powiedziałam podnosząc dumnie głowę do góry, ale w moim głosie było słychać ból.
- Hej! Czy ty płaczesz?
- Jeszcze nie. – powiedziałam i zaczęłam dmuchać na mój krwawiący łokieć.
- Ojeny, Blondi zrobiła sobie ała. – zaśmiał się.
- Nie nabijaj się ze mnie! – Krzyknęłam próbując wstać, ale pożałowałam swojej decyzji, bo mój zaczerwieniony łokieć znów zahaczył o beton.
- No już, nie denerwuj się – powiedział Nathan, wciąż lekko ze mnie drwiąc – Daj rękę pomogę ci wstać, a potem zaprowadzę cię do domu.
          Spojrzałam na niego nieufnie, ale w końcu ujęłam jego dłoń. Pociągnął mnie do góry, a ja spróbowałam wstać. Niestety straciłam równowagę i pociągnęłam bruneta w moją stronę.
Leżałam na podłodze, a na mnie leżał Nathan! Jego twarz zatrzymała się centymetr od mojej. Na swoich ustach czułam jego ciepły oddech. Kosmyki jego włosów opadły na moje czoło. Usłyszałam jego chichot i sama z nieznanych mi powodów zaśmiałam się. Stykaliśmy się nosami, a chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru ze mnie schodzić. Jakoś mi to nie przeszkadzało, tonęłam w jego roześmianych niebieskich tęczówkach.
W końcu się jednak otrząsnęłam.
- Możesz już ze mnie zejść – wyszeptałam prosto w jego usta.
- Hym… mi tu bardzo wygodnie – odpowiedział i nie zmienił pozycji.
- A co tu się dzieje?! – usłyszeliśmy nad sobą i spojrzeliśmy w tą stronę. Nad nami stał Tom i uśmiechał się do nas szeroko.
- Nic tylko leżymy – powiedział spokojnie Nath.
- No właśnie widzę. A swoja drogą to wiem jak u ciebie kończy się „tylko leżenie” – powiedział i zakreślił w powietrzu wielki cudzysłów kiedy wypowiadał ostatnie słowa.
- Oj, przestań Tom.  Nie strasz jej dopóki nie zacząłem – roześmiali się obaj a ja nie miałam pojęcia o co chodzi.
 Chłopak zszedł wreszcie ze mnie i zaczął rozmawiać z swoim kolegą. Ja powoli wstałam. Kiedy chciałam odjeżdżać, aby wydostać się z tego miejsca, ktoś złapał mnie z nadgarstek.
- Poczekaj, odprowadzę cie – powiedział Nathan podchodząc do mnie.
- Dzięki – rzuciłam tylko i wyrwałam rękę z jego uścisku by następnie skierować się w stronę wyjścia. Słyszałam szmer kółek na podłodze za mną. No tak, przecież on jeszcze nie zdjął rolek.
         Kiedy wyszliśmy z skate parku zmuszona byłam jeszcze czekać aż „mój wybawca”, bo tak nazwał siebie brunet po tym jak zaproponował mi odprowadzenie do domu, zdejmie rolki z nóg.
Szliśmy w ciszy. On najzwyczajniej nie miał ochoty ze mną rozmawiać, a ja byłam za bardzo zła i nieśmiała. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę, na jaki temat, nic. Więc stwierdziłam, że najlepiej będzie jak będę cicho. Ale nie mogłam się powstrzymać, żeby na niego nie zerkać, robiłam to co chwile przez jakiś czas, ale przestałam, bo chyba się zorientował. Kiedy na niego spojrzałam ostatni raz zachichotał pod nosem.
- Panie przodem – przerwał mi rozmyślenia otwierając drzwi do naszego domku. Naprawdę już jesteśmy?
         Przeszłam przez próg i skierowałam się do łazienki, żeby jak najszybciej przemyć krwawiący łokieć i zadrapania. Wyszukałam z szafki nad zlewem apteczkę. Wyjęłam plaster i wodę utlenioną. Chwyciłam ręcznik i położyłam go na piszczelu aby woda utleniona spływała po nodze i wsiąkała w niego. Szczypało, strasznie szczypało. Syknęłam.
Usłyszałam pukanie. Nie odpowiedziałam, ale drzwi i tak się otworzyły. I oczywiście stał w nich Nathan.
- Cenie sobie prywatność – powiedziałam przez zęby, ale nie ze złości, a z bólu – A zwłaszcza w toalecie.
- No dobra – powiedział i kucnął obok mnie. Teraz to nie było mowy o przestrzeni osobistej a co dopiero o prywatności.
Westchnęłam głośno, a on uśmiechnął się chytrze. Przemyłam kolano i otarłam je ręcznikiem. Dobra czas na łokcie. Już chciałam polewać zadrapaną kończynę, ale butelkę z wodą utlenioną i  ręcznik delikatnie odebrał mi chłopak. Wolną ręką złapał mój łokieć i przysunął go bliżej swojej twarzy. Podłożył pod niego ręczniczek i zaczął delikatnie polewać wodą. Robił to z niespotykaną u niego ostrożnością, delikatnością i… czułością?
Byłam tak zafascynowana, tym co robił mi brunet, że nie spostrzegłam nawet kiedy skończył i przeszedł na drugą rękę. Pewnie tkwiłabym w niewiedzy gdyby nie przerażające szczypanie w krwawiącym łokciu. Sprowokowana bólem wyrwałam mu rękę. Spojrzał na mnie z drwiącym uśmieszkiem.
- Jeszcze nie skończyłem skarbie – powiedział i pochwycił moją rękę.
         Teraz kompletnie nie myślałam o szczypaniu. Czy on nazwał mnie skarbem? Boże! On naprawdę to zrobił. Nie mogę w to uwierzyć. Czy to coś oznacza czy po prostu się ze mnie nabija?
Rozmyślenia przerwał mi delikatny miękki pocałunek w moja rękę. Spojrzałam tam.
- Nath co ty robisz? – spytałam kiedy oderwał już swoje usta od mojej ręki.
- Łagodzę ból – powiedział z uśmiechem na twarzy.
         Ale wstał i wyszedł z łazienki zostawiając mnie tam samą z osłupioną miną.
Boże, co to w ogóle było? Pomijając fakt, że było tak magicznie, tak przyjemnie, to było co najmniej dziwnie.
Wyszłam z toalety. W salonie usłyszałam muzykę z jakiejś telenoweli. Nathan pewnie ogląda telewizje. Skierowałam się do mojego pokoju, ale kiedy postawiłam nogę na pierwszym schodku zdałam sobie sprawę, że nie chce być sama, chce przebywać z tym nieprzewidywalnym chłopakiem. Kurde, pomyślałam, to też jest dziwne. Ale skierowałam się do salonu.
Chłopak siedział, albo leżał, nie potrafię dokładnie określić jego pozycji, na kanapie i przełączał kanały w TV.
- Chcesz soku? – spytałam, ale nie wiem czemu to zrobiłam.
- Nie dziękuje – powiedział nie patrząc na mnie.
         Wyszłam do kuchni po szklankę soku. Był tylko pomarańczowy, ale zawsze coś. Wypiłam pół szklanki jeszcze w kuchni a zresztą poszłam do salonu. Skierowałam się do kanapy. Wystarczy tylko minąć nogi Nath’a. Niestety moja misja nie zakończyła się powodzeniem. Potknęłam się o coś i upadłam prosto w obięcia Nathana. Resztka soku zmoczyła moje włosy i jego koszulkę, a szklanka potoczyła się gdzieś po podłodze.
- Przepraszam – wyszeptałam prosto w plamę po soku znajdująca się na torsie chłopaka.
-Nic się nie stało – powiedział z dziwnym uśmieszkiem. – Niezdara z ciebie.
- Tak. – przytaknęłam, ale przecież tak nie było więc się poprawiłam – Nie, po prostu mam dziś zły dzień.
- Możliwe, ale pozwól, że zostanę przy swojej wersji.
- Jak chcesz – powiedziałam podnosząc się.

         Podniosłam szklankę z pod stolika i wyszłam z salonu.