Rozdział 5
Minął cały tydzień. Dziś rozpoczęcie
roku szkolnego. Denerwuje się, że chłopcy znów coś „odpalą”. Albo mi przydarzy
się coś niewytłumaczalnie dziwnego.
A co do
chłopaków, idzie się przyzwyczaić. Lubię ich, nawet bardzo. Odpowiedzialnego
Sive, zabawnego Jay’a, zwariowanego Max’a, wrednego, ale zawsze wesołego Toma i
nieprzewidywalnego Nathan’a. Przyzwyczaiłam się do nich i oni do mnie chyba
też.
Po mimo tego
dobrego w tym domu dzieją się dziwne rzeczy. Podejrzewam, że to po prostu
psikusy chłopaków, ale ile można? Codziennie coś mi ginie. Zrobiłam się
strasznie niezdarna. Musze się przewrócić przynajmniej raz dziennie i prawie
zawsze ląduje w ramionach któregoś z chłopaków.
Usłyszałam natarczywe pukanie do drzwi.
To pewnie znowu któryś z chłopaków.
- Dziewczyno,
ile można siedzieć w łazience?! – tak to Tom znowu się dobija.
- To dla mnie
ważny dzień i będę siedzieć tyle ile będzie mi potrzebne – odkrzyknęłam.
Na pożegnanie usłyszałam jeszcze głośne
westchnięcie i jakieś wymamrotane przekleństwo.
No cóż… bywa.
To w końcu rozpoczęcie roku szkolnego, muszę dobrze wyglądać, tak na wszelki
wypadek. Nowa szkoła, nowi nauczyciele, nowi ludzie, muszę być na to gotowa. A,
jak to się mówi (?), jak cie widzą, tak cie piszą.
- Jeżeli zaraz
nie wyjdziesz, to pójdę sfajdać się na twoje łóżko! – usłyszałam już panikujący
głos Toma.
- Zaraz, zaraz.
Dokończyłam tuszowanie rzęs, poprawiłam
spódnice i wyszłam z toalety.
- Nareszcie! –
zawołał brunet stojący pod drzwiami pomieszczenia – Ale wsunie, efekt niezły –
puścił mi oczko i wszedł do łazienki.
Wszyscy chłopcy czekali w salonie. Mam
czas, to jeszcze pójdę do pokoju sprawdzić czy na pewno mam wszystko.
Do małej
czarnej torebeczki wpakowałam telefon, chusteczki i notes z długopisem. Tak,
chyba nic więcej nie potrzebuję.
- Chłopaki nie
wygłupiajcie się! – usłyszałam z dołu. Boże, co oni znowu zrobili, pomyślałam.
Zeszłam na duł i przy drzwiach
wejściowych stał Nathan i walił w drzwi mrucząc przekleństwa na chłopaków. O
nie… pomyślałam. Tylko nie to!
- Czy oni…?
- Tak zamknęli
nas. Samych.
- Powiedz, że
żartujesz.
- Żartuje.-
powiedział sarkastycznie, a ja zaczęłam panikować.
Cholera! Zabije tych przygłupów. Jak
mogli zrobić mi coś takiego?! Musze się stąd wydostać. Po prostu musze być na
rozpoczęciu roku, muszę! Ale jak? Cholera!
Nie wiem ile z
tego powiedziałam na głos, a ile w myślach, ale Nath stał przy drzwiach i
dziwnie się na mnie patrzał.
- Nie możesz po
prostu zostać tutaj? Dziś nie sprawdzają obecności – zaśmiał się ukazując swoje
białe zęby.
- Żartujesz?! –
krzyknęłam zbulwersowana – Muszę być na rozpoczęciu! A ty mi w tym pomożesz. –
chłopak uniósł pytająco brew – Zrobisz to prawda? – dodałam już mniej nie pewnie.
- Hym… a co
będę z tego miał?
- A co chcesz?
– spytałam splatając ręce na piersiach.
- No nie wiem…
- zbliżył się do mnie – Może… - teraz stał może dziesięć centymetrów od de mnie
– Wymasujesz mi plecy dziś wieczorem – powiedział to i minął mnie podchodząc do
okna.
Wypuściłam powietrze, które
nieświadomie wstrzymałam. Kiedy był tak blisko czułam coś w stylu podniecenia.
Niepewności i pożądania. Boże! Co ja wygaduje?
Odwróciłam się
w stronę chłopaka stojącego… za oknem?!
- Co ty
robisz?! – krzyknęłam podbiegając do otwartego okna.
- Idę na
rozpoczęcie roku szkolnego – odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
- A ja?! – zawołałam
za nim.
- Jak na razie
stoisz w oknie i się wydzierasz – powiedział odwracając się do mnie z chytrym
uśmieszkiem.
- Zaczekaj!
Musisz wziąć mnie z sobą! – zawołałam, ale on nie ruszył się z miejsca –
Proszę? – dodałam i w tedy skierował się w moją stronę.
- Usiądź na
parapecie, przenieś nogi na zewnącz i zeskocz. – powiedział, a ja usiadłam na
parapet – Widzisz mało skomplikowane – uśmiechnął się drwiąco.
- Taa –
mruknęłam, ale to było skomplikowane.
No, nie spadnięcie na parapecie, ale
przeniesienie nóg na drugą stronę. Trzeba było zrobić to tak aby nie pokazać
niczego z spod spódnicy, nie uszkodzić moich kochanych szpilek i, żeby w ogóle
zmieścić się w tym niezbyt dużym oknie.
- Zdejmij
szpilki, głuptasie – usłyszałam roześmiany głos Nathana.
Zrobiłam jak kazał i rzeczywiście
poszło nieco lepiej, ale i tak ciężko było.
- No to teraz
zeskocz.
- A jak podrę
spódnice – spytałam patrzeć na moją czarną dość obcisłą spódnice po kolana.
- Tam nie ma
nic ostrego – powiedział, a po chwile dodał – A najwyżej pójdziesz bez niej.
- Ha ha, bardzo
zabawne – powiedziałam sarkastycznie, ale skoczyłam. Udało się!
Ubrałam moje szpilki i poszłam za
Nathanem, który gdy tylko wykonałam skok odwrócił się i poszedł. Wyglądało to
tak, jakby był zawiedziony, że nie podarłam tej spódnicy.
Szliśmy chwile,
jak zwykle w ciszy, aż doszliśmy na główny plac przed budynkiem szkoły.
Zaczęliśmy mieszać się z tłumem i zgubiłam chłopaka z oczu.
Skupiłam się na przemowie pana McFlay’a. po nim
przemawiał jakiś nauczyciel, potem prezydent miasta, i co chwile ktoś wygłaszał
swoją długą, nudną przemowę.
Nagle na swojej
tali poczułam czyjeś duże dłonie, a na karku ciepły oddech.
- Uciekłaś mi –
usłyszałam szept Nathana tuż przy moim uchu. Dzięki Bogu, pomyślałam – Nie ładnie.
- To ty zniknąłeś
mi z oczu – zaprotestowałam.
- Nie kłuć się
ze mną – zamruczał – I tak w końcu stanie na moim.
- Dziwny jesteś
– powiedziałam, aby mu jakiś sposób odpyskować.
- Wiem. I pociąga
cię to.
- Pff – fuknęłam.
- Chodźmy do
domku – zamruczał do mojego ucha.
- Co?! – prawie
krzyknęłam.
- Przecież ci
też się tutaj nudzi – szepnął kładąc swoją brodę na moim ramieniu.
- To nie ma nic
do rzeczy.
Chociaż prawda
była taka, że cholernie mi się tu nudziło. Bardzo chętnie poszła bym do domku,
ale nie z nim. A przynajmniej nie teraz, bo zachowywał się tak, jakbym mu się podobała,
a to znaczy, że musi być na haju.
- Wolisz nudę
od ekscytujących przeżyć ze mną? – spytał przesuwając swoje ręce z tali na
biodra przysuwając mnie przy tym bliżej siebie.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Uciekać
czy pozwolić mu się dalej przytulać? Po mimo, że nie zachowywał się normalnie
podobał mi się ton jakim do mnie mówił. Jego dotyk też był taki przyjemny. I o
co chodzi z tymi „ekscytującymi przeżyciami”?
- Nie za miło
wam – Usłyszałam z tyłu siebie głos Jaya.
Odwróciła się w tamtą stronę. Nathan tez
to zrobił odrywając się trochę od de mnie, ale nie puszczając moich bioder.
Z tyłu nas
stali chłopacy z podejrzliwymi uśmieszkami na twarzy
- Teraz już nie
– odpowiedział brunet, ponieważ ja nie mogłam nic z siebie wyksztusić.
- Och,
przepraszamy, że zakłóciliśmy zaloty, które chyba nie skutkowały – powiedział drwiąco
Tom.
- A tak
ogólnie, jak wydostaliście się z domu? – spytał Max.
- Zapomnieliście
o oknach – odpowiedział im Nath.
- Osz ty
faktycznie – wyszeptał Jay, ale widać było, że miało być to słychać – Następnym
razem je zablokuje.
- Wiesz Jay –
powiedziałam podchodząc do niego – Moje szpilki są bardo ostre – wyszeptałam mu
prosto w ucho.
- Okej, powiem komuś innemu – powiedział i wytknął mi język.
Rozmawialiśmy tak przez jakiś czas nie zwracając
uwagi na przemowy. W końcu tłum zaczął się rozchodzić, więc my też
skierowaliśmy się do domku.
Chłopcy walczyli
ze sobą o władzę nad telewizorem wyrywając sobie pilot, a ja poszłam do pokoju.
Za dużo się dziś wydarzyło. Choć nie powiem, że w wielu Momotach było bardzo
miło.
Myśląc o tych
magicznych chwilach zasnęłam.
_______________________
Witajcie :)
Przepraszam za moją nieobecność, ale udało mi się nadrobić zaległości :)
Jesteście już przygotowani na powrót do szkoły?
Proszę o komentarze, bo coś nie ma widać zainteresowanych opowiadaniem... Dla mnie to naprawdę ważne.
Na koniec macie jeszcze BabyNathana xD
I jak tu mu się oprzeć? O.o |