Rozdział 4
Wszystko było tu szare poza jednym
obiektem. Mieniącym się wszystkimi kolorami skate parku. Za małą drewnianą
budką, która chyba była wypożyczalnią sprzętu, widać było rampy, rury, schody i
wiele więcej niebezpiecznych torów i urządzeń.
Moja szczęka
opadła na duł,. A oczy mocno się rozszerzyły. Poczułam czyjeś palce zamykające
mi usta. Spojrzałam na chłopaków mając nadzieje, ze to żart. Niestety nic na to
nie wskazywało. Wszyscy byli roześmiani i już szli w kierunku drewnianej budki.
Kiedy do nich
doszłam Siva już ubierał wrotki. Max i Jay stali z deskorolkami, Tom jeździł na
około budki na wrotkach, a Nathan szedł w moim kierunku z dwiema parami rolek.
- Żartujecie,
prawda? – spytałam z nadzieją. Niestety wszyscy jak jeden mąż pokręcili
głowami. Westchnęłam głośno. Chwyciłam rolki od Nath’a, siadłam na chodniku i
zaczęłam je ubierać.
Kiedy skończyłam Max’a i Jay’a już
dawno nie było. Tom i Siva też już wirowali w środku ogrodzenia na swoich
wrotkach. Tylko Nathan jeździł na około mnie pospieszając.
- No na
reszcie. – powiedział lekko sfrustrowany – To teraz wstań – zatrzymał się i
patrzył na mnie z chytrym uśmieszkiem.
Powoli, starając się utrzymać równowagę
wstałam. No pierwsze koty za płoty. Podniosłam pierwsza nogę i ostrożnie
postawiłam z powrotem, następnie kolejna noga i tak doczłapałam do chłopaka.
Uśmiechnęłam się dumna, że udało mi się pokonać odległość między nami. Jednak
kiedy spojrzałam na bruneta mój entuzjazm zgasł, ponieważ oddalał się od de
mnie TYŁEM! A przy tym chichotał.
- Wiesz, że to
dziwne człapanie nie jest jeżdżeniem?
- Wiem, ale od
czegoś muszę zacząć – fuknęłam nie patrząc na niego.
- Spróbuj
przesuwać nogi, o tak – powiedział i zaczął jechać w moją stronę przesuwając
nogi po betonie lekko je rozchylając. Kiedy robił to powoli zabawnie kołysał
się na boki. Uśmiechnęłam się na ten widok.
Zanim się zorientowałam złapał mnie za rękę i
ciągnął przez co nareszcie jechałam. Ostrożnie zaczęłam przesuwać nogi podobnie
do niego.
Wjechaliśmy do
skate parku. Wszystko wyglądało tu zabawnie, ale jednocześnie przerażająco.
Jechaliśmy tak
chwile, aż Nathan puścił moją dłoń. Spanikowałam. Zaczęłam się rozglądać i
machać rękoma, żeby utrzymać równowagę którą właściwe miałam. Rolki stały się
strasznie ciężkie. Przez moje rozpaczliwe machanie kończynami w końcu straciłam
równowagę i boleśnie spadłam na pupę.
Usłyszałam
chrapliwy śmiech. A po chwili zobaczyłam także niebieskie roześmiane tęczówki.
Jakie to słodkie, pomyślałam, kiedy Nath jest szczęśliwy jego oczy są pięknie
błękitne bez żadnych zielonych nitek. Wpatrywałam się tak w nie, aż nie
przerwał mi ich właściciel.
- Widzę, że
jedna lekcja jednak nie wystarczy – powiedział wciąż się śmiejąc – Wstawaj,
spróbujemy jeszcze raz.
Wstałam. Tym razem poszło mi to ciut
sprawniej niż za pierwszym razem. Chłopak znów złapał mnie za rękę. I znów
jechaliśmy, ale tym razem mnie nie puszczał trzymał i co chwile się uśmiechał.
Jego uśmiech też jest piękny. Pełny nadziei a zarazem odwagi. Mogłabym patrzeć
na niego cały dzień, a na oczy całą noc a potem znowu uśmiech, kiedy znów
przyjdzie noc…
- Hej! Słyszysz
mnie? – wołał Nath, patrząc na mnie uważnie. Staliśmy, a on trzymał mnie za
ramiona.
- Tak,
oczywiście – powiedziałam trochę zbita z tropu.
- Nie wydaje mi
się – rzekł unosząc swoją brew – A zresztą… pytałem czy jesteś gotowa?
- Gotowa! Na
co? – brunet roześmiał się na moją reakcje.
- Dasz rade
jeździć już sama?
- Oh… Tak,
myślę, że tak. – powiedziałam, a on puścił moją dłoń.
Patrzyłam jak się oddala. Poszłam w jego ślady
i… jechałam! Udało mi się! Naprawdę jechałam!
Ominęłam jakieś
pachołki stojące na drodze. To wprawiło mnie w taką euforie, że zaczęłam
piszczeć ze szczęścia. I kręcić się w kółko. A potem nie zdając sobie z tego
sprawy, podskakiwać. Co oczywiście skończyło się upadkiem. Poleciałam na
kolana, potem łokcie i na nieszczęście swoje obróciłam się po zetknięciu z
ziemią, tak, że nawet pupa ucierpiała.
Pisnęłam z
bólu. W moich czarnych leginsach pojawiła się dziura odkrywająca całe kolano.
Łokcie miałam zadrapane, a z jednego kapała krew. Do moich oczu zaczęły
napływać łzy.
- A ty znowu
leżysz? – usłyszałam nad głową. Oczywiście. Super Nathan przyszedł się
poznęcać.
- Siedzę i odpoczywam – powiedziałam podnosząc dumnie głowę do
góry, ale w moim głosie było słychać ból.
- Hej! Czy ty
płaczesz?
- Jeszcze nie.
– powiedziałam i zaczęłam dmuchać na mój krwawiący łokieć.
- Ojeny, Blondi
zrobiła sobie ała. – zaśmiał się.
- Nie nabijaj
się ze mnie! – Krzyknęłam próbując wstać, ale pożałowałam swojej decyzji, bo
mój zaczerwieniony łokieć znów zahaczył o beton.
- No już, nie
denerwuj się – powiedział Nathan, wciąż lekko ze mnie drwiąc – Daj rękę pomogę
ci wstać, a potem zaprowadzę cię do domu.
Spojrzałam na niego nieufnie, ale w końcu
ujęłam jego dłoń. Pociągnął mnie do góry, a ja spróbowałam wstać. Niestety
straciłam równowagę i pociągnęłam bruneta w moją stronę.
Leżałam na
podłodze, a na mnie leżał Nathan! Jego twarz zatrzymała się centymetr od mojej.
Na swoich ustach czułam jego ciepły oddech. Kosmyki jego włosów opadły na moje
czoło. Usłyszałam jego chichot i sama z nieznanych mi powodów zaśmiałam się.
Stykaliśmy się nosami, a chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru ze mnie
schodzić. Jakoś mi to nie przeszkadzało, tonęłam w jego roześmianych
niebieskich tęczówkach.
W końcu się
jednak otrząsnęłam.
- Możesz już ze
mnie zejść – wyszeptałam prosto w jego usta.
- Hym… mi tu
bardzo wygodnie – odpowiedział i nie zmienił pozycji.
- A co tu się
dzieje?! – usłyszeliśmy nad sobą i spojrzeliśmy w tą stronę. Nad nami stał Tom
i uśmiechał się do nas szeroko.
- Nic tylko
leżymy – powiedział spokojnie Nath.
- No właśnie
widzę. A swoja drogą to wiem jak u ciebie kończy się „tylko leżenie” –
powiedział i zakreślił w powietrzu wielki cudzysłów kiedy wypowiadał ostatnie
słowa.
- Oj, przestań
Tom. Nie strasz jej dopóki nie zacząłem
– roześmiali się obaj a ja nie miałam pojęcia o co chodzi.
Chłopak zszedł
wreszcie ze mnie i zaczął rozmawiać z swoim kolegą. Ja powoli wstałam. Kiedy
chciałam odjeżdżać, aby wydostać się z tego miejsca, ktoś złapał mnie z
nadgarstek.
- Poczekaj,
odprowadzę cie – powiedział Nathan podchodząc do mnie.
- Dzięki –
rzuciłam tylko i wyrwałam rękę z jego uścisku by następnie skierować się w
stronę wyjścia. Słyszałam szmer kółek na podłodze za mną. No tak, przecież on
jeszcze nie zdjął rolek.
Kiedy wyszliśmy z skate parku zmuszona
byłam jeszcze czekać aż „mój wybawca”, bo tak nazwał siebie brunet po tym jak
zaproponował mi odprowadzenie do domu, zdejmie rolki z nóg.
Szliśmy w
ciszy. On najzwyczajniej nie miał ochoty ze mną rozmawiać, a ja byłam za bardzo
zła i nieśmiała. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę, na jaki temat, nic. Więc
stwierdziłam, że najlepiej będzie jak będę cicho. Ale nie mogłam się
powstrzymać, żeby na niego nie zerkać, robiłam to co chwile przez jakiś czas,
ale przestałam, bo chyba się zorientował. Kiedy na niego spojrzałam ostatni raz
zachichotał pod nosem.
- Panie przodem
– przerwał mi rozmyślenia otwierając drzwi do naszego domku. Naprawdę już
jesteśmy?
Przeszłam przez próg i skierowałam się
do łazienki, żeby jak najszybciej przemyć krwawiący łokieć i zadrapania.
Wyszukałam z szafki nad zlewem apteczkę. Wyjęłam plaster i wodę utlenioną.
Chwyciłam ręcznik i położyłam go na piszczelu aby woda utleniona
spływała po nodze i wsiąkała w niego. Szczypało, strasznie szczypało. Syknęłam.
Usłyszałam
pukanie. Nie odpowiedziałam, ale drzwi i tak się otworzyły. I oczywiście stał w
nich Nathan.
- Cenie sobie
prywatność – powiedziałam przez zęby, ale nie ze złości, a z bólu – A zwłaszcza
w toalecie.
- No dobra –
powiedział i kucnął obok mnie. Teraz to nie było mowy o przestrzeni osobistej a
co dopiero o prywatności.
Westchnęłam
głośno, a on uśmiechnął się chytrze. Przemyłam kolano i otarłam je ręcznikiem.
Dobra czas na łokcie. Już chciałam polewać zadrapaną kończynę, ale butelkę z
wodą utlenioną i ręcznik delikatnie
odebrał mi chłopak. Wolną ręką złapał mój łokieć i przysunął go bliżej
swojej twarzy. Podłożył pod niego ręczniczek i zaczął delikatnie polewać wodą.
Robił to z niespotykaną u niego ostrożnością, delikatnością i… czułością?
Byłam tak
zafascynowana, tym co robił mi brunet, że nie spostrzegłam nawet kiedy skończył
i przeszedł na drugą rękę. Pewnie tkwiłabym w niewiedzy gdyby nie przerażające
szczypanie w krwawiącym łokciu. Sprowokowana bólem wyrwałam mu rękę. Spojrzał
na mnie z drwiącym uśmieszkiem.
- Jeszcze nie
skończyłem skarbie – powiedział i pochwycił moją rękę.
Teraz kompletnie nie myślałam o
szczypaniu. Czy on nazwał mnie skarbem? Boże! On naprawdę to zrobił. Nie mogę w
to uwierzyć. Czy to coś oznacza czy po prostu się ze mnie nabija?
Rozmyślenia
przerwał mi delikatny miękki pocałunek w moja rękę. Spojrzałam tam.
- Nath co ty
robisz? – spytałam kiedy oderwał już swoje usta od mojej ręki.
- Łagodzę ból –
powiedział z uśmiechem na twarzy.
Ale wstał i wyszedł z łazienki
zostawiając mnie tam samą z osłupioną miną.
Boże, co to w
ogóle było? Pomijając fakt, że było tak magicznie, tak przyjemnie, to było co
najmniej dziwnie.
Wyszłam z
toalety. W salonie usłyszałam muzykę z jakiejś telenoweli. Nathan pewnie ogląda
telewizje. Skierowałam się do mojego pokoju, ale kiedy postawiłam nogę na
pierwszym schodku zdałam sobie sprawę, że nie chce być sama, chce przebywać z
tym nieprzewidywalnym chłopakiem. Kurde, pomyślałam, to też jest dziwne. Ale
skierowałam się do salonu.
Chłopak
siedział, albo leżał, nie potrafię dokładnie określić jego pozycji, na kanapie
i przełączał kanały w TV.
- Chcesz soku?
– spytałam, ale nie wiem czemu to zrobiłam.
- Nie dziękuje
– powiedział nie patrząc na mnie.
Wyszłam do kuchni po szklankę soku. Był
tylko pomarańczowy, ale zawsze coś. Wypiłam pół szklanki jeszcze w kuchni a
zresztą poszłam do salonu. Skierowałam się do kanapy. Wystarczy tylko minąć
nogi Nath’a. Niestety moja misja nie zakończyła się powodzeniem. Potknęłam się
o coś i upadłam prosto w obięcia Nathana. Resztka soku zmoczyła moje włosy i jego
koszulkę, a szklanka potoczyła się gdzieś po podłodze.
- Przepraszam –
wyszeptałam prosto w plamę po soku znajdująca się na torsie chłopaka.
-Nic się nie
stało – powiedział z dziwnym uśmieszkiem. – Niezdara z ciebie.
- Tak. –
przytaknęłam, ale przecież tak nie było więc się poprawiłam – Nie, po prostu
mam dziś zły dzień.
- Możliwe, ale
pozwól, że zostanę przy swojej wersji.
- Jak chcesz –
powiedziałam podnosząc się.
Podniosłam szklankę z pod stolika i
wyszłam z salonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz