niedziela, 20 lipca 2014



Rozdział 2


         Spojrzałam w tym kierunku. Moje oczy ujrzały piękne niebieskie tęczówki z zielonymi nitkami krążącymi na około źrenicy. Mały zadarty nosek i piękne bladoróżowe usta. Spojrzałam nieco wyżej, przebiegając wzrokiem po bladych policzkach z lekko wystającymi kośćmi policzkowymi. Grzywka była lekko zaczesana do góry co sprawiało, że full cap wyglądał na nim zjawiskowo. Spojrzałam jeszcze na jego rozłożyste barki i t-shirt opinający się na jego torsie.
Boże! Czy wszyscy mieszkańcy tego pechowego domku muszą być tak przystojni? Ten to w ogóle… Jak grecki bóg!
- Zamknij buzie, bo mucha ci wleci – zaśmiał się.
Zdałam sobie sprawę, że mam otwarte usta więc szybko je zamknęłam odwracając wzrok od chłopaka.
- To jak idziesz ze mną czy zostajesz i nudzisz się do końca dnia?
- Idę – powiedziałam i wyminęłam go, żeby już na niego nie patrzeć.
- Zamawiam telewizor o 20 będę oglądał mecz! – usłyszałam jak krzyczy do reszty towarzystwa, a już po chwili był koło mnie i zamykał za sobą drzwi.
- Tędy proszę – powiedział wskazując kierunek wyprawy puszczając mnie przodem.
- Dziękuje, ale naprawdę wystarczyłoby gdybyś wskazał mi kierunek – powiedziałam nie patrząc na niego.
- Trochę ruchu nie zaszkodzi – uśmiechnął się – Jestem Nathan.
- Tak, wiem – burknęłam poprawiając torbę na ramieniu.
- Uuuu chyba nie masz najlepszego humoru – stwierdził
- A ty byś miał wiedząc, że pracowałeś na te studia całe życie i jeszcze o tobie zapomnieli, i musisz mieszkać razem z jakimiś gamoniami – powiedziałam, wreszcie kierując na niego wzrok. Ten wyszczerzył do mnie zęby.
- Zrozumiałbym gdybyś głąbami nazwała tamtą czwórkę, ale ja jestem dżentelmenem.
          Przez resztę drogi nie odzywałam się do niego. On też za bardzo się do rozmowy nie kwapił. Było mi trochę głupio, że pomimo, iż ich nie znam już oceniłam jako głąbów. To, że jestem ze wsi nie znaczy, że muszę się tak zachowywać. Jestem wychowaną dziewczyna więc nie powinnam przezywać ich nic o nich nie wiedząc.
- No i jesteśmy – usłyszałam głos bruneta.
         Moim oczą ukazał się wielki budynek, a raczej coś w stylu budynku. Elipsa z wnęką w środku. Owal był przykryty dachem, znajdowały się tam szatnie, sklep sportowy, z artykułami spożywczymi i sklep kibica, znajdowały się w nim koszulki, flagi i różne inne gadżety z herbami drużyn uniwersytetu w koszykówkę, rugby i… nieważne, dużo było tych herbów strasznie do siebie podobnych.
Weszłam do środka, przeszłam przez korytarz i weszłam na stadion. Piękny, wielki, zielony stadion. Błyszcząca, pomarańczowa, pełno wymiarowa bieżnia. Cudo! W środku na zielonej trawie rozmieszczone były sektory do skoku w dal, rzutu kulą, oszczepem i młotem. Tuż koło zakrętu na materiale z którego zrobiona była bieżnia rozmieszczony był skok w wzwyż i o tyczce. Na żadnych zawodach, na których byłam, nie widziałam tak pięknego stadionu.
Czułam, że rozchylają mi się usta, a oczy błyszczą z szczęścia i zachwytu.
- Za stadionem są boiska i różnego rodzaju sale gimnastyczne – tą cudowną chwile przerwała mi wypowiedź Nathana.
- Raczej nie skorzystam. Wystarczy mi to cudo – wskazałam na lśniącą bieżnie.
- Więc zostawię cie z nią sam na sam – zaśmiał się a ja spojrzałam na niego gniewnie.
         Zaczynałam już rozgrzewkę kiedy na mojej tali poczułam czyjeś dłonie. Podskoczyłam przestraszona, a w odpowiedzi usłyszałam śmiech bruneta. Odepchnęłam go od siebie. Jak można kogoś tak straszyć?
- Zastanawiałem się czy dasz rade wrócić. – powiedział wciąż rozbawiony.
- Tak. Możesz wracać do swoich kolegów.
- Okej. Poczekam na trybunach – chciałam zaprotestować, ale zdążył się odwrócić i odejść.
         Tym razem spokojnie zakończyłam rozgrzewkę. Przebiegłam dwanaście okrążeń co razem dało prawie pięć kilometrów.
Czułam się taka zrelaksowana. W czasie biegu wyrzuciłam z siebie wszystkie złe emocje jakie towarzyszyły mi dzisiejszego dnia. Dla mnie sport był najlepszym sposobem na smutki, złość a nawet na szczęście, wtedy w czasie biegu wydaje się, że się lata.
Rozciągnęłam się, żeby zapobiec jakimkolwiek kontuzją i skierowałam się w kierunku szatni. Trochę zajęło mi zanim znalazłam odpowiednią.
         Pomieszczenie było duże. Siwe kafelki na podłodze i na ścianach. Srebrne szafki ułożone w trzech rzędach. W szatni siedziały cztery dziewczyny, chyba dopiero przygotowywały się na wejście na stadion. Na końcu pomieszczenia znajdowały się dwie kabiny z ubikacją i cztery prysznice.
Wskoczyłam do jednego i opukałam chłodnawą wodą swoje rozgrzane ciało. Chwyciłam ręcznik który prędzej wyjęłam z torby. Pachniał lawendą, śliczny zapach. Po osuszeni się przebrałam się w świeżę ciuchy. Kiedy otwierałam drzwi kabiny prysznicowej usłyszałam krzyki dziewczyn.  Wyjrzałam aby zobaczyć co się dzieje.
W otwartych drzwiach stał Nathan a dziewczyny piszczały biegając na około niego. Co za idiota czy on nie wie, że to damska szatnia?
- Co tu robisz idioto? – zapytałam wrzeszcząc na niego.
- Sprawdzam czy czasem się nie utopiłaś –zaśmiał się a ja wypchnęłam go z pomieszczenia na korytarz zatrzaskując za sobą drzwi.
- Przecież tak nie wolno!
- A skąd miałem wiedzieć,  że tam ktoś będzie? – spytał rozbawiony – Swoją drogą musisz przyznać, że nieźle działam na kobiety. - Spojrzałam na niego pogardliwie.
- Jesteś pacanem, wiesz? – chyba się obraził, bo przez resztę drogi nie odezwał się ani razu.
         Kiedy doszliśmy do domku wszedł nawet nie spoglądając na mnie i prawie zamknął mi drzwi przed nosem. Dobrze, że wyciągnęłam ręka aby je zatrzymać.
         Wspięłam się schodami na górę. Weszłam do pokoju rzucając torbę pod szafę. Padłam na łóżko wściekła.
Tak traktować kobietę?! Co za pajac! Co prawda dość zabawny i przystojny, ale skończony skurczybyk! Rozumiem, zdenerwowałam go, ale, żeby tak się zachować? Coś mi się widzi, że długo tu nie wytrzymam.
         Spojrzałam na telefon 19:30. O ósmej miał być jakiś mecz, może jednak odważę się zejść na duł oglądać…?
         Wstałam z łóżka. Zeszłam na duł i weszłam do salonu. Wszyscy już tam byli i przynudzeni słuchali jak komentatorzy meczu opowiadają o historii klubów.
- Kto gra? – spytałam cicho.
- Jak chcesz usłyszeć odpowiedź to mów głośniej – usłyszałam głos Max’a.
 Ale usłyszałam odpowiedź z telewizora. Komentator właśnie mówił, że całym sercem jest za Manchester’em, ale Barcelona ma większe szanse. Siadłam na kanapie razem z Jay’iem i Sivą. Będzie grał Manchester United z FC Barceloną, czekałam na ten mecz trzy miesiące i jeszcze zapomniałam. Nie mogę sobie tego wybaczyć!
Zaczęli przedstawiać zawodników drużyn. Tak, Wayne Rooney jest dobry, oj tego nie lubię, pomyślałam widząc Chris’a Smalling’a.
Zaczął się mecz. Na początku starałam się, żeby nie kibicować na głos, a tylko w myślach, ale nie udało mi się to po pierwszej bramce Manchester’u. Klaskałam i cieszyłam się tak jak w domu. Jay i Siva zupełnie ignorujący mecz i śmiejący się z mojego kibicowania, robili mi za mamę, która zawsze siedziała koło mnie pochłonięta czytaniem gazety lub jakąś drucianą robótką. Za wiernie kibicującego tatę robił Nathan, który tak jak ja krzyczał, przeklinał, klaskał i skakał razem zemną przy dobrej lub zmarnowanej akcji zawodników. Czasem kątem oka spojrzałam na resztę chłopaków, którzy rozmawiali ze sobą zupełnie o czymś innym niż wielkie wydarzenie w telewizorze.
No i mecz się skończył… Manchester wygrał 2:1! Barcelona wiernie się broniła, ale moja drużyna była lepsza, dużo.
- No mała, przybij piątkę – zawołał Nathan podnosząc dłoń, a ja szybko w nią klasnęłam.
- To był piękny mecz –zawołałam.
             A swoją drogą, strasznie zmienny jest ten chłopak. Jeszcze niedawno wydawał się być na mnie obrażony, a teraz przybija mi piątki. I kto mi teraz powie, że mecze dzielą?
- Swoją drogą, jakim cudem dziewczyna kibicuje drużynie piłkarskiej? – zapytał Max.
-  Dziewczyna ze wsi – zaśmiałam się – i możesz być pewny, że oglądać będziesz też szczypiornistów, siatkarzy i wiele innych.
- Ooo chyba odnalazłem bratnią dusze – powiedział z uśmiechem Nath.  Mimo woli odwzajemniłam uśmiech.
- Dobra ja idę robić kolacje – powiedział Siva.
- O tej porze? – zdziwiłam się.
- A co, jemy kiedy chcemy. Wiesz jak mówią, żyj, pij i jedz ser – zaśmiał się.
- Ja jednak pójdę do siebie – powiedziałam i wyszłam z saloniku.

            Kiedy znalazłam się w swoim pokoju wyszukałam szybko piżamę, która składała się z zwykłej koszulki i dresowych szortów. Zeszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i kiedy wychodziłam ostrożnie otwierałam drzwi aby tym razem nikogo nie uderzyć. Słyszałam śmiechy chłopaków dobiegające z kuchni. Przemknęłam niezauważalnie i zamknęłam się w pokoju. Byłam wyjątkowo zmęczona, położyłam się do łóżka i obtuliłam kołdrą. Po mimo, że łóżko nie należało do najwygodniejszych, szybko zasnęłam.

-------------------------------------
No i mamy 2 rozdział :)
Jak Wam się podoba? Co sądzicie o Nathan'ie? Też lubicie biegać jak Jesse, bo ja to ubóstwiam?xD
Znów zachęcam do komentowania ( nie uważajcie mnie za natręta, ale tak przynajmniej wiem, że ktoś czyta moje wypociny :))

  A na koniec macie pozostałych domowników *.*


4 komentarze:

  1. Jest fajniutko :) Bardzo mi się podoba to co tu piszesz.
    Tylko strasznie warjował mi wizerunek bloga, to mój komputer czy coś zmieniałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie...
      To ja tu majstrowałam... potrzebne to było do szablonu, którego i tak nie mogę pobrać...
      Z Twoim komputerem wszystko okej xD

      Usuń
  2. Świetny rozdział.
    Nath zmienia nastrój jak kobieta w ciąży xD
    A co do pytania.
    Nienawidzę biegać :/ Jestem na to zbyt leniwa xD Ale lubię jeździć rowerkiem i chodzić na spacerki :D

    Czekam na nn ♥

    Mwahh

    OdpowiedzUsuń
  3. Mamy nowy rozdział mamy emocje xD
    Bardzo mi się podoba, a ten mecz... mega!
    Mi do biegania się nie spieszy, na wf też :)
    Czekam z niecierpliwością na nn

    OdpowiedzUsuń